Nie słyszała go w drodze do domu. Ani przy kolacji. Nie skomentował jej starcia z Danielem o ostatnią babeczkę (ostatecznie i tak zjedli ją na spółkę). Ani gdy leżała na kanapie z głową na kolanach Jaydena i razem oglądali "Super Nianię". I gdy później zorganizowali sobie niby-zapasy, mimo że Ryan ciągle im mówił, żeby tego nie robili w domu, bo tu jest za mało miejsca i w końcu komuś stanie się krzywda. I rzeczywiście - w pewnym momencie Jayden potknął się o kanapę i upadł na ziemię, ciągnąc Marcelinę za sobą. Obiła sobie kolana, a Jay swój delikatny tyłeczek, ale nie żałowała - przynajmniej się dobrze się bawili.
W końcu miała okazję przeżyć zwyczajny wieczór, taki sam jak kilka miesięcy temu, zanim ten głos się pojawił. Mogła znowu być normalna. Więc czemu przez cały ten czas dręczyły ją wyrzuty sumienia? Czemu po każdej akcji tylko czekała na ten jego szyderczy komentarz wygłoszony szyderczym tonem i zakończony szyderczym parsknięciem śmiechu? A gdy nic takiego nie następowało, czuła nieznaczne ukłucie w serduszku, jakby coś tam pękało?
Następnego dnia bez przerwy się rozpraszała. Nagle w jej głowie zrodziło się mnóstwo pytań, a odpowiedź mogła poznać jedynie od niego. Czemu zniknął w takim momencie? Gdzie był? Co tam robił? Czy jeszcze kiedyś go usłyszy?
Wcześniej chciała, żeby zniknął, był jedynie skazą w jej idealnym życiu, ale wszystko się zmieniło przez tą wizję. Tak jak wcześniej, gdy chciała wszystko zapisać, nie mogła jej sobie przypomnieć, tak teraz mimowolnie sama do niej wracała w każdej wolnej chwili. Wyglądała tak realnie. Nadal czuła tą potworną woń, mieszaninę krwi, potu i łez, słyszała wrzaski, a przed oczami bez przerwy widział tego nieogolonego mężczyznę. Krzywiła się za każdym razem. Patrząc na niego, czuła jedynie niewyobrażalną nienawiść - a nawet nigdy go tak naprawdę na oczy nie widziała. Ale wiedziała, że nie mógł być "tym dobrym".
Minął tydzień, dwa.
Nagle zrobiło się bardzo zimno, w końcu czuła, że to październik. Zaczęła nosić czarne botki na dziesięciocentymetrowym obcasie (wszystko, by przerosnąć Daniela) i czarny płaszcz-pelerynkę.
Nie była w Ministerstwie od tego dnia. Chłopaki zdenerwowali się, że wróciła tak późno (pół godziny w tą czy w tą, co to za różnica?), nawet tłumaczenia Chloe, że ciągle była z nią nic nie pomogły. Nie dostała kary (i tak właściwie nie mieli prawa, by ją karać) - ale czuła, że atmosfera jest bardziej napięta niż zwykle.
Nigdy nie rozumiała tej ich nadopiekuńczości. Jayden pokazał jej kilka (-dziesiąt) przydatnych chwytów, a Ryan wytłumaczył jej, co ma robić w prawdopodobnie każdej możliwej niebezpiecznej sytuacji, która może ją kiedykolwiek spotkać. Poza tym, nie była już małą dziewczynką. Nie chciała, żeby tak ją traktowali.
Bardzo się ucieszyła, gdy Kamila złapała ją po lekcjach i porwała zanim zdążyła wpaść na Daniela.
- Strasznie krótko cię trzyma ten twój Dan.
- Martwi się - wzruszyła ramionami i wzięła łyka z pandy.
- Nawet tutaj nie możesz przychodzić?
- Nie, nie o to chodzi, mogę chodzić gdzie chcę. Po prostu... Nie chcę - zakończyła niezręcznie i odwróciła wzrok. Jasne, mogła jej powiedzieć, że jest zajęta czy coś takiego, ale po co miałaby kłamać?
- Czemu? Nie smakuje ci już moje cappuchino? Czekolada? Może...
- Nie - przerwała Kamili. - No coś ty. Znaczy...
Nagle drzwi się otworzyły. Czarne oczy od razu napotkały jej spojrzenie. Drgnęła, ale on już odwrócił wzrok. Podszedł niepewnie do lady i zagadał jedną z baristek.
- Ciacho, co nie? - uśmiechnęła się Kamila. Marcelina poczuła lekkie ukłucie w serduszku i tylko mruknęła w odpowiedzi.
- Przychodzi tu codziennie od jakiegoś tygodnia czy dwóch. Zawsze bierze long black i siada na twoim miejscu. Czasami rozgląda się za oknem, czasami coś czyta. Ostatnio widziałam u niego... Jak to się nazywało? Darek? Damian? "Demian"! - prawie krzyknęła Kamila, a Marcelina zauważyła, jak chłopak lekko podskoczył na tą nazwę. Wziął swoją kawę w kubku tygryska i usiadł przy stoliku najdalej od nich.
- No nic, chyba powinnam wracać do pracy. Babeczki się same nie zrobią.
Marcelina kiwnęła jej głową na pożegnanie i poczekała aż zniknęła na zapleczu. Dopiero wtedy odważyła się znowu na niego spojrzeć. Czytał ze skupieniem jakąś niezbyt grubą książkę. Mimo że mrużyła oczy przez dłuższą chwilę, nie mogła dostrzec tytułu. Dwie czarne plamki poruszały się w zastraszającym tempie, łykał słowa jakby od tego zależało jego życie. Czasami się zatrzymywał i na moment mrużył oczy, czasami zdziwiony otwierał usta. Był tak zafascynowany lekturą, że nawet nie zauważył, że mu się przyglądała. A może był do tego przyzwyczajony i po prostu ją ignorował?
Spuściła wzrok. Znała to uczucie. Gdy zawsze jesteś w centrum uwagi, chociaż nie zawsze sobie tego życzysz. W końcu przyjaźń z Chloe zobowiązywała. Jej usta nigdy się nie zamykały. Delikatnie mówiąc, zwracała uwagę - ale to Marcelina zawsze przyciągała spojrzenia. Jedne obojętne, inne wręcz współczujące, ale najgorsze z nich wszystkich były te obrzydliwe, migoczące z entuzjazmem, męskie spojrzenia. Śledzili jej każdy ruch i nawet się z tym nie kryli. Za każdym razem czuła się niekomfortowo, ale starała się to ignorować. Zwrócenie uwagi, przyznanie się, że jej to przeszkadza, byłoby chyba jeszcze gorsze.
Chloe nigdy by na to nie pozwoliła, pomyślała, zaciskając dłonie na kubku z cappuchino. Jeśli ktoś się gapił, ona od razu reagowała. "Co się gapisz, cepie?". "Życie ci niemiłe?". "Wiem, że jestem piękna i w ogóle, ale jeśli dalej będziesz rozbierać mnie wzrokiem, wybiję ci zęby.". Raz nawet naprawdę spoliczkowała jednego faceta, który bezczelnie gapił się na tyłki. Nawet nie jej, po prostu na tyłki innych dziewczyn, które, tak jak Marcelina, nie miały odwagi zwrócić mu uwagi. Była szalona, to fakt, ale również pewna siebie i nieugięta. Była bohaterką. A Marcelina była szczęśliwa, że mogła nazywać ją przyjaciółką.
Podniosła wzrok. Nie chciała, żeby czuł się niekomfortowo. Jednak mimo tego całego, wewnętrznego wywodu, dalej nie potrafiła odwrócić wzroku od Azjaty. Może właśnie to zaważyło? Że był "egzotyczny"? Nie, nie zakochała się w nim - tego była więcej pewna. Nie potrafiła sobie wyobrazić życia u boku kogoś innego niż Daniel. Ale nadal, ten chłopak był bardzo... Przyjemny dla oka. Czy to była już zdrada?
Miał kolczyki w uchu. Jak mogła ich wcześniej nie zauważyć? Trzy niewielkie, srebrne kółka, jeden obok drugiego.
Daniel też powinien przekłuć uszy, pomyślała. Już sobie wyobrażała jak w trakcie ich pieszczot, chwyta zębami te kółeczka i...
Daniel się nigdy na to nie zgodzi, dotarło do niej nagle. Ale to nie szkodzi. Bez kolczyków i tak jest seksowny.
Nie gap się, głupia.
Podskoczyła gwałtownie, uderzyła kolanem w stolik i w ten oto sposób resztka kawy znalazła się na jej notesie. Przeklęła pod nosem. Patrzył na nią. A ona udawała, że tego nie widzi. Ruszyła w stronę lady, ale jedna z baristek już pognała jej z pomocą.
Ty...
Stęskniłaś się?
Nie wiedziała, co powiedzieć, od czego zacząć. Właściwie to już prawie o nim zapomniała, była pewna, że to już koniec tej całej szopki z nim w roli głównej i teraz miała mieszane uczucia. Po prostu tam stała, czekając aż kawiarka sobie pójdzie. Usiadła na swoim miejscu. Dalej czytał książkę. Spojrzała za okno.
Myślałam, że już zniknąłeś na zawsze.
A tego chcesz?
Sięgnęła po notes i zaczęła go wycierać chusteczkami. Na szczęście tylko okładka była zanurzona w kawie, jej zapiski przetrwały te chwile grozy.
Nie wiem.
Nieważne. To i tak było pytanie retoryczne, raczej i tak nie mam gdzie iść na razie.
Co to znaczy?
Że będę cię nękał do końca twojego życia.
Nawet parsknęła śmiechem. Przynajmniej w myślach.
Wiesz, chodzi mi o to... Jak masz gdzieś iść? Gdzie ty w ogóle byłeś przez te dwa tygodnie? Co tam robiłeś? Czym ty jesteś? Skąd się wziąłeś...?, wypaliła na jednym tchu pytania, które ją nurtowały.
Jeju, strasznie dużo pytań zadajesz. Chętnie bym ci opowiedział mój życiorys od początku, od dnia w którym ta kluseczka przyszła na świat, ale, ten tego, tak trochę życia by ci na to nie starczyło.
Nie rozumiem. Jesteś stary?
Możliwe. Ale to nie jest ważne.
Dla mnie jest ważne.
Jestem starszy od ciebie. Pewnych rzeczy nie powinnaś wiedzieć.
Ale z tego tajemnicę robisz. Rzeczywiście, jakbym wiedziała jakim starym prykiem jesteś to na pewno mój świat by się zawalił.
Ej, jestem po twojej stronie, okej? Zawsze.
A masz jakiś wybór?
Nie odpowiedział.
Możesz mi mówić Rene.
Rene?
Tak, od Renatus bla bla bla...
Ładne imię. Miło mi cię poznać, Rene od Renatus bla bla bla.
tytuł bla bla bla a było co poczytać :)
OdpowiedzUsuń