- Misia!
Drgnęła, gdy poczuła jego dłonie obejmujące ją w talii. Jej koszulka lekko powędrowała w górę i kilka palców dotknęło jej skóry, wywołując przyjemny efekt domina. Czuła jego niezwykle ciepłe dłonie nawet w palcach u stóp, motyle rozbrykały się po jej całym ciele. Aż musiała się upewnić, że to na pewno jej zimnodłoniasty Daniel. Jednak zanim zdążyła się odwrócić, jej stopy oderwały się od podłoża.
- Hej! - wrzasnęła, odruchowo chwytając jego dłonie. Wyciągnęła stopy najbardziej jak potrafiła, ale do ziemi nadal miała całkiem spory kawałek. Nienawidziła tej różnicy wzrostu. Uderzyła go łokciem w ramię, ale nie zrobiło to na nim zbyt wielkiego wrażenia. Szedł powoli przed siebie, kołysząc się z nią na boki i nucąc przy tym Boom Boom czy coś takiego. Zawsze coś nucił i, szczerze mówiąc, szybko się pogubiła w jego ulubionych tytułach.
- Postaw mnie!
- Prf, chciałabyś.
- Dobrze, że zrozumiałeś aluzję.
Idiota.
Jej stopy dotknęły murka. Lekko podciągnęła nogi i stanęła na nim. Odwróciła się i skrzyżowała ręce. W końcu była od niego odrobinę wyższa - podobało jej się to uczucie.
- Jesteś zadowolony?
- Tak.
Prostak.
Pochylił się nagle w jej stronę i cmoknął ją pod okiem. I w policzek. I w obojczyk.
Dupek.
Chwyciła go za ramię, chciała mu dać znak, żeby przestał, ale jego dłonie już powędrowały pod jej koszulkę.
- Daniel... - szepnęła, rumieniąc się jak truskawka. Czuła na sobie ich wzrok. Zaczęła się nerwowo rozglądać. Ludzie mijali ich, niektórzy bardziej zainteresowani tą sceną, inni mniej, ale nikt ich nie obserwował. Nie w ten sposób.
- Przestań - warknęła, gdy jego dłonie powędrowały na tyle wysoko, że wszyscy mogli zobaczyć jej pępek. - Przestań. - powtórzyła, odsuwając się od niego. Stanęła na trawie, starając się nie podeptać żadnych kwiatów, i poprawiła ubranie.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać.
Zabiję go.
Przewróciła oczami i zeszła z murku. Przechyliła się w prawo i zaczęła się przeciągać, mrucząc przy tym jak kotek.
- Jesteś straszna.
Wypatroszę i powieszę sobie nad kominkiem.
- Dziękuję. Gdzie mnie dzisiaj zabierasz?
- Ja cię zabieram? A zasłużyłaś?
- A nie? - stanęła na palcach i ułożyła usta w dzióbek. Po chwili zastanowienia Daniel zamknął oczy, pochylił się nad nią i... Cmoknęła go od niechcenia w nos, zostawiając na nim mokry ślad wiśniowej pomadki. Szybko się odsunęła i przeczesała dłonią czekoladowe loki. Uśmiechnęła się szeroko, gdy zobaczyła jego minę.
- Co to miało być?
- Miłość - zakreśliła palcami w powietrzu serduszko i parsknęła śmiechem.
- Ja ci zaraz pokażę miłość.
Zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, chwycił ją jedną dłonią za plecy, drugą za tyłek i podniósł, mocno przyciskając do siebie.
Ohyda.
Sięgnął po broń ostateczną - ruszył ustami prosto w zakazane miejsce na szyi, zaraz pod jej uchem.
- Nie...! - pisnęła cicho, gdy zorientowała się, co zamierza, jednak jego usta już trafiły do celu i zaczęły zgrabnie się poruszać po czułym terenie.
Już nigdy tego z siebie nie zmyję.
Na moment zabrakło jej oddechu. Zamknęła oczy. Za każdym razem, gdy czuła na sobie jego usta, rozpływała się na nowo. Specjalnie się z nim droczyła, żeby przejął inicjatywę - bo gdy to robił, był najlepszy w swoim fachu. Miał nad nią ogromną kontrolę. Dobrze, że nie zdawał sobie z tego sprawy.
Wybitnie interesujące. Przejdźmy dalej, plis.
Odchyliła powoli głowę i westchnęła głośno. Zbyt głośno. Wyprostowała się nagle i rozejrzała się, czy ktoś to usłyszał. Na szczęście nikogo nie interesowała dwójka nastolatków migdaląca się w środku parku.
- I jak ci się podoba moja miłość?
- Jesteś okropny.
W odpowiedzi pocałował ją w usta. Przez chwilę stykali się koniuszkami nosów, a potem delikatnie ją postawił.
- To... Gdzie idziemy? - spytała, lustrując wzrokiem jego ostrą linię żuchwy i jabłko Adama, wesoło podskakujące przy każdym jego słowie.
- Właściwie to dzisiaj nie mogę. Od jakichś dwóch minut powinienem być na spotkaniu.
- Co? To co tu robisz? - zmarszczyła brwi i spojrzała prosto w jego sine oczy. Dosłownie, jego źrenice były niebieskie, jednak wpadały lekko w szarość. Uwielbiała je, bo mimo, że ich barwa była dosyć ponura, same oczy zawsze były wesołe i pogodne.
- Nie mogłem ominąć okazji, żeby się z tobą zobaczyć.
Poczuła jak znowu się rumieni. W skali od brzoskwini do truskawki, stawiałaby na niebanalnie arbuzowy. Do kwadratu.
Komuś się tu kłamie~... Eh, nuudy~...
- Odprowadzić cię do domu?
- Nie żartuj nawet. Liczę do siedmiu i nie chcę cię widzieć. Jeden...
- Prosto do domu, jasne? - cmoknął ją w czoło i ruszył za siebie, ciągle na nią patrząc.
- Dwa.
- Żadnego szwendania.
- Trzy.
- Obiecaj.
- Cztery.
- Będę pytał Ryana. Jeśli...
Uuu, groźnie.
- Pięć.
- ...się spóźnisz choć minutę...
- Sześć.
- ...będę musiał cię ukarać - posłał jej ostatni uśmiech i zniknął za rzędem krzewów.
- Siedem - szepnęła sama do siebie i pokręciła głową z uśmiechem na ustach. Uwielbiała takie momenty. Ich momenty. To było najlepsze. Nie pocałunki czy pieszczoty (chociaż usta też miał nieziemskie), a takie ich zwykłe przepychanki. Naprawdę go kochała.
Zmień w końcu płytę. Daniel i Daniel, mam go już dość. Jest tak samo dwulicowy jak reszta tego świata.
I... Czar prysł.
Zamkniesz że się w końcu?, warknęła, ruszając przed siebie.
O, a myślałem, że znalazłaś jakiś nowy sposób na ignorowanie mnie. Miło, że wszystko słyszałaś.
O co ci znowu chodzi?
A nic takiego, planuję sobie jak by tu przejąc władzę nad światem.
Bardzo śmieszne.
To nie był żart.
Marcelina westchnęła i pokręciła głową. Ten głos... Nie wiedziała, skąd się wziął, on po prostu był. Pojawił się kilka miesięcy temu i co jakiś czas wtrącał swoje trzy grosze do jej życia. Z początku próbowała o tym komuś powiedzieć, jednak za każdym razem gdy już miała to na końcu języka, jakimś cudem brakło jej słów. Po prostu nie mogła o tym mówić. Jakby coś ją blokowało.
Więc postanowiła go ignorować.
To gdzie tym razem? Prosto do domu nudziarzy czy masz zamiar zrobić coś ze swoim życiem?
Albo chociaż zaakceptować.
Skręciła w prawo na rondzie z delfinami i w ciągu kilku minut trafiła do Ministerstwa.
Nie, nie do Ministerstwa Magii i Czarodziejstwa (chociaż, nawiasem mówiąc, uwielbiała Harrego Pottera), w żadnym wypadku.
Ministerstwo Kawy to niewielka kawiarenka w centrum miasta. Znajdowała się w idealnych odległościach zarówno od jej domu, jak i od liceum - wystarczająco, żeby spalić trochę kalorii, ale na tyle blisko, że opłacało jej się wstawać z kanapy, gdy miała ochotę na coś ciepłego. Uwielbiała spędzać tu czas - można było tu spotkać mnóstwo inspirujących postaci, gorącą czekoladę serwowano w uroczych kubkach z uszkami zwierzątek, a czerwone siedzenia pobudzały jej zmysły (jakkolwiek to brzmiało).
Uśmiechnęła się szeroko i weszła do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz