Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X X X

22.4.17

[10] i am not afraid

Spojrzała nerwowo za siebie. Mężczyźni ciągle siedzieli im na ogonie. Ścisnęła dłoń Akiry. Nie miała już siły, czuła jakby przebiegli już całe miasto wzdłuż i wszerz. Złapała się za bok. Kolka z każdym krokiem się nasilała, ale zaciskała zęby i dalej biegła. Nie mogli się zatrzymać. Prawda?
Nie wiedziała kim są, czego chcą ani nawet skąd się wzięli. W jednej chwili wszystko było w porządku, całą trójką spacerowali, wygłupiali się i zwyczajnie spędzali miło czas, a w następnej jeden z nich nagle rzucił się na Krystiana. Akira złapał jej dłoń i bez chwili wahania zaczął biec w przeciwnym kierunku. Nie wiedziała co powiedzieć, nie rozumiała, co się dzieje. Bezskutecznie nawoływała Rene, jednak od tej dziwnej wizji z dziewczynką w ogóle go nie słyszała. Dlaczego akurat w takim momencie musiał ją zostawić?
Nagle jej uszy wypełnił przeraźliwy, rwący dźwięk, przypominający drapanie o tablicę szkolną. Puściła dłoń Akiry i upadła bezwiednie na ziemię, próbując zakryć uszy. To jednak nie zagłuszyło tego dźwięku, zupełnie jakby dobywał się ze środka, z jej głowy.
Czuła, jak jej uszy krwawią. Zacisnęła dłonie w pięści i skuliła się jeszcze ciaśniej. Zaczęła krzyczeć.
Poczuła na sobie dłonie, jedne próbowały zatkać jej usta, inne pomogły jej wstać. Nie miała siły się opierać. Nagle poczuła ukłucie w ramię, a chwilę później dźwięk nagle ustał.
Otworzyła gwałtownie oczy, jednak nic nie zobaczyła. Jęknęła cicho i przewróciła się na plecy. Nie widziała nad sobą nieba, co w tamtej chwili jakoś specjalnie jej nie zmartwiło. Wierzchem dłoni wyczuła pod sobą materac, podobny do tych, na których robiła przewroty na wf'ie. Niezbyt wygodny. Spróbowała się podciągnąć i usiąść, ale czuła się taka słaba. Po chwili wysiłku, skrzywiła się i położyła z powrotem na materacu.
Rene.
Po prostu tak leżała. Nic nie widziała, nic nie słyszała, wszystko wydawało jej się takie nierealne. Leżała tak długo, długo, zanim zaczęło do niej powoli docierać, co się stało.
Rene. 
W ciszy mogła usłyszeć bicie swojego serca, ciężki oddech. Więcej, w ciszy czuła każdą cząsteczkę swojego ciała, każdą najmniejszą niedogodność.
Zacisnęła zęby.
Czuła zdrętwiałe kończyny, ciągłe uciskanie w głowie... Nie mogła tego znieść, więc chwytała się każdej myśli, która odciągała ją od tu i teraz.
I gdy już prawie znowu zasnęła, uderzyło to w nią ze zdwojoną mocą. Przypomniała sobie wszystko: mężczyzn w czerni, bieg, moment, w którym próbowała dodzwonić się do Ryana, a on nie odebrał, moment, w którym jeden z nich ich powalił, moment, w którym ostatecznie puściła dłoń Azjaty, a chwilę później straciła przytomność... Widziała to wszystko jak w zwolnionym tempie, jakby oglądała film. Film, w którym w ogóle nie chciała występować. Nie mogła uwierzyć, że to się naprawdę stało.
Nie bój się, rozbrzmiewał w jej głowie głos Akiry. Nie usłyszała tego wtedy, ale teraz jego ostatnie słowa powtarzała jak mantrę.
Zacisnęła zęby i przewróciła się na bok. Nie było na to czasu. Musiała się wydostać.
Powoli dźwignęła się na równe nogi. Wyciągnęła przed siebie dłoń, aby na nic nie wpaść, i powoli ruszyła naprzód. Każdy krok sprawiał jej trudność. Jej powieki same się zamykały, chciała jedynie iść spać, ale wiedziała, że nie może tu zostać.
Zdawało jej się, że idzie tak już całą wieczność, gdy nagle wpadła na coś sięgającego jej pasa. Gdy oparła się dłonią o metalową krawędź, poczuła jak odjeżdża. Wózek? Niepewnie zaczęła dłonią macać jego powierzchnię. Było tam wiele przedmiotów, część metalowa, inne drewniane, trafiła na jakąś książkę, a także na kilka dziwnych, miękkich rzeczy. Sama nie wiedziała, czego szuka, może powinna po prostu iść dalej?
Nagle zasłabła i oparła się o wózek bardziej niż powinna. Odjechał, a ona zacisnęła pięści, jakby chciała go zatrzymać, i natychmiast tego pożałowała. Wrzasnęła i szybko zabrała dłoń. Była pewna, że zacisnęła ją na ostrzu, jednak teraz już nic nie czuła. Usłyszała jak wózek w coś gruchnął, a chwilę później ciszę wypełniły metaliczne trzaski. Ledwie udało jej się utrzymać na nogach. Przycisnęła pięść do piersi i zaczęła cicho łkać.
Była taka zmęczona. Po co to wszystko? Chciała iść spać. Po co miała się starać? Nie. Musi iść dalej. Musi znaleźć wyjście. Musi...
Nagle drzwi się otworzyły, wpuszczając tym samym do pomieszczenia blade światło. Marcelina jęknęła i zakryła twarz ręką. Czy to już? Znalazła wyjście? Naprawdę jej się udało? Nagle opadła całkowicie z sił. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają i gdy już prawie czuła wiatr we włosach, nagle czyjeś dłonie objęły ją łagodnie.
- Ostrożnie. Nie chcemy chyba, żeby ktoś sobie zrobił krzywdę, prawda? - głos, który usłyszała wydał jej się dziwnie uspokajający. Nie znała go, ale wiedziała, że powinna mu zaufać. Tak musi być. Oparła głowę na jego piersi, a on przeniósł ją z powrotem na materac i usadowił pod ścianą. Gdy otworzyła oczy, w pierwszej kolejności zwróciła uwagę na rozwalony wózek, zaledwie kilka kroków od niej. Tylko tyle przeszła? Przecież szła co najmniej kilka godzin, to niemożliwe...
- Co to? Jejku, sierotko, coś ty sobie zrobiła? - jego wzrok podążył na jej dłonie, więc i ona tam spojrzała. Obie były całe zakrwawione i drżały intensywnie. Przynajmniej już wiedziała, skąd to pieczenie. Ale tyle krwi, skąd ona się wzięła...?
Mężczyzna chwycił jej dłoń i zaczął ją ostrożnie bandażować. Robił to trochę niechlujnie - Marcelina miała ochotę go poprawić, pomóc mu, ale nie miała już siły podnieść drugiej ręki.
- Szwendanie się w ciemności nie jest zbyt bezpieczne. Nie możesz tak robić. Rozumiesz?
Chwycił jej podbródek i skierował jej wzrok na siebie. A przynajmniej próbował. Dziewczyna nieprzytomnie kiwnęła głową i zamknęła oczy.
Znalazła wyjście. Może iść spać. To było takie proste!
- Hmm, jesteś potulniejsza niż myślałem. Może nie będziemy musieli sięgać po... drastyczniejsze środki - uśmiechnął się do niej szeroko, ale ona już nie słuchała. - A może to jest właśnie idealny pretekst by po nie sięgnąć. "Nie reaguje na polecenia" będzie ładnie wyglądało w raporcie...
Odpłynęła zanim zdążył dokończyć.
Może to i lepiej.
Nie musiała słuchać jego potwornych słów.

14.4.17

[9] cute

Podniosła gwałtownie głowę.
Stał przed nią w pełnej okazałości - najpierw zobaczyła czarne timberlandy i postrzępione na kolanach spodnie, później czarną bomberkę, a pod nią golf, ciasno opięty wokół jego ciała, aż w końcu jej spojrzenie dotarło do twarzy okrytej... czarną maską?
W czerni wyglądał naprawdę dobrze. Naprawdę. Ale czuła się nią odrobinę... Przytłoczona. Nie chciała tak myśleć, ale wyglądał trochę jak bandyta.
Dopóki się nie uśmiechnął.
Oczywiście nie mogła tego zobaczyć przez maskę na ustach, ale jego rozpromienione oczy zdradzały wszystko. Teraz, gdy stał tak blisko, na wyciągnięcie ręki, już wiedziała dlaczego Kamila miała na jego punkcie taką obsesję.
- Emm... Hej - zaczęła trochę niezręcznie. Wstała szybko, zbyt szybko, tak że się zachwiała, po czym wyciągnęła w jego stronę dłoń. - Je-jestem Marcelina.
Chłopak spojrzał na nią podejrzliwie, parsknął śmiechem i ostatecznie podał jej dłoń. Jego dotyk był łagodny, a dłonie ciepłe i miękkie, aż nie mogła powstrzymać uśmiechu. Zarumieniła się. Powiedziała coś głupiego? Kurczę, pewnie tak.
Ale nadal tu jest. To chyba dobry znak, prawda?
Rene?
- Akira. Do usług - zakręcił kilka razy dłonią i ukłonił jej się lekko. Też powinna się ukłonić? Może tak robią w Azji?
Jednak ostatecznie tylko zabrała rękę. A on nic nie zrobił. Dosłownie. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, tym samym powodując, że zaczęła się jeszcze bardziej rumienić.
Dlaczego nic nie mówi? Skoro podszedł, to on powinien mówić, prawda? Jeju, może ja powinnam coś powiedzieć? O czym można rozmawiać? Cokolwiek? Rene, pomóż!
Ta cisza ją dobijała. Czuła na sobie jego wzrok, ale sama udawała, że tego nie widzi - wpatrywała się mu gdzieś za ramię, udając, że kogoś wypatruje.
Powiedz coś!, prawie wrzasnęła mu w twarz. Zamarła, gdy jej posłuchał.
- Urocza jesteś.
Spojrzała na niego gwałtownie. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale nie mogła wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi. Czemu tak się działo? Zwykle nie miała problemów z rozmawianiem. Bez sensu.
- Wybacz, nie powinienem tak od razu wypalić... Może dasz się zaprosić na spacer? - parsknął śmiechem. Jednak Marcelinie nie było do śmiechu - stała przed nim, sztywna i niespokojna. Nie potrafiła zapanować nad swoim ciałem, czuła się, jakby ktoś obcy ją kontrolował.
Gdy ich spojrzenia się spotkały, natychmiast odwróciła wzrok.
- Emm, w porządku? Nie chcę być nachalny, mam sobie pójść? - zanim do niej dotarło, co mówił, zdążył już zrobić kilka kroków.
- N-nie! - jej reakcja była niemal odruchowa. Ruszyła w jego kierunku. Z tego całego zdenerwowania, potknęła się na wysokich obcasach i ostatecznie stanęła znacznie bliżej niego niż planowała. Złapał ją za łokcie i pomógł złapać równowagę. Nie był zbyt wysoki, w obcasach może nawet go przewyższała, co tylko potęgowało jej zakłopotanie - ich twarze niemal się stykały. Jednak na nim nie zrobiło to zbyt wielkiego wrażenia. Obserwował ją zaciekawiony z tym błyskiem w oku i lekko przechyloną głową. Nie miała odwagi się cofnąć, tym bardziej, że nadal trzymał ją za łokcie.
- Ja... Nie wiem, co powiedzieć.
Jejku, to takie żenujące. Czemu to powiedziałam? To wszystko powinno wyglądać inaczej.
- Wow, to był najlepszy przełamywacz pierwszych lodów jaki słyszałem.
Tym razem oboje parsknęli śmiechem. Właściwie to miał całkiem uroczy śmiech. Miała ochotę zdjąć mu tą maskę, aby zobaczyć jego twarz w pełni. Zobaczyć jego uśmiech. Ale czy to nie byłoby trochę dziwne?
W sumie i tak już było dosyć dziwnie.
Wyciągnęła rękę przed siebie i niepewnie dotknęła materiału na jego twarzy. Szybko cofnęła dłoń, gdy on podniósł swoją. Sięgnął palcami za ucho i ściągnął pasek utrzymujący maskę na jego twarzy.
- Wybacz, to trochę niegrzeczne podchodzić do kogoś tak w masce. Właściwie to jestem zaskoczony, że nie uciekłaś. Wiesz, mogłem być niebezpieczny czy coś.
- A jesteś? - szepnęła, nieświadoma tego, co robi, ze wzrokiem wbitym w jego usta. Co mogła na to poradzić? Był całkiem... Miły dla oka. Przeklęła samą siebie w myślach.
Masz chłopaka! Opanuj się! Dosyć, wychodzimy!, wrzeszczała na samą siebie w myślach, ale tak naprawdę nie chciała nigdzie iść. Z Danielem była od zawsze, to było takie normalne, jak oddychanie, nie pamiętała co było "przed Danielem".
A teraz... Czuła. Czuła coś. Coś, czego nie czuła będąc z Danielem. Bała się. Bała się, że gdy już zrobi ten krok to nie będzie mogła się wrócić do "tego, co było", ale równocześnie chciała zobaczyć, co się stanie, gdy jej życie już nie będzie tak idealnie zaplanowane. Gdy popełni błąd. Gdy ruszy na przygodę, która zmieni jej świat. Gdy...
- Chcesz się przekonać? - szepnął jej do ucha, tym samym wyrywając z rozmyślań. Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy jego dłoń dotknęła jej talii.
Nie, nie, nie, żartowałam, weź to, nie chcę!, spanikowała nagle. Słyszała swoje bicie serca, gdy opuszki jego palców wędrowały powoli do góry, drażniąc jej skórę przez materiał kilku warstw ubrań, aż dotknęły jej policzka. Nie potrafiła odwrócić od niego wzroku, nie potrafiła tego przerwać.
- Te, amor! Nie za stary na licealistkę?! - nagle ktoś pacnął go w dłoń. Akira szybko się od niej odsunął i odchrząknął niezręcznie.
A w niej aż się zagotowało. Poczuła jak się cala czerwieni. Nie była zażenowana. Była wściekła. Zacisnęła pięści. Miała ochotę rzucić się na bladego, białowłosego chłopaka, w płaszczu sięgającym ziemi i czarnej beanie, który stanął przed nimi.
- Ou. Marcelina, Krystian. Krystian, Marcelina.
- Hej - uśmiechnął się do niej niewinnie. - A teraz, wytłumaczyłbyś mi, co tu się właśnie zadziało? - przeniósł wzrok na Akirę i skrzyżował ręce.
- Emm... Projekt na biologię?
Nie potrafiła opanować uśmiechu. Na szczęście Krystian nie zwracał na nią uwagi.
- Ha ha ha. Nieważne. Wiesz, nie musisz po mnie przychodzić.
- Wiem.
- I tak masz zamiar to robić?
- Yup.
- Jak chcesz. Dobra, to mów pa pa i lecimy.
- Emm... Właściwie... Przejdziemy się? Chcesz się przejść? - ostatnie pytanie było skierowane bezpośrednio do dziewczyny.. Jakby wyczuł jej niepokój odnośnie "tego trzeciego", Krystiana. Razem z Akirą byli ubrani niemal identycznie - z tym, że jeden z nich wyglądał dumnie i silnie, a drugi przypominał raczej trupa. Nie podobało jej się to.
Gdy mówił o "spacerze", myślała raczej tylko o ich dwójce, romantycznej atmosferze i w ogóle. Ale może tak było lepiej.
Masz chłopaka, przypomniał jej cichutki głos w jej głowie. Masz chłopaka, powtórzyła, już trochę pewniej. To nie zmieniało faktu, że Akira był... Pociągający. Nie w romantycznym sensie (dobra, może w tym też), ale coś sprawiało, że chciała być blisko niego.
Kiwnęła niepewnie głową.
To zły pomysł, bardzo, bardzo zły pomysł, przeszło jej przez myśl. Chłopaki się wkurzą, że wychodzi z obcymi o niczym im nie mówiąc. A gdyby Daniel się dowiedział? Albo Kamila? W pewnym sensie przecież zaklepała Azjatę. Rozczarowałaby ich wszystkich. A jednak, w tamtym momencie, była gotowa zaryzykować całe swoje idealne życie na rzecz jednego wyskoku.
Bo w końcu, co najgorszego mogłoby się stać?

11.2.17

[8] hey

Orlaith...
Tak. Złota królowa.
Od złotego nieba?
Mistrzyni dedukcji.
Znasz ją?
Znałem. Zanim zniknęła.
Wygląda na całkiem ważną osobę.
JEST całkiem ważną osobą.
Jak długo jej nie ma?
Nie odzywał się przez dłuższą chwilę, jakby rozważał, czy jej powiedzieć czy też nie. Nie pospieszała go. Usiadła na murku i zanurzyła dłoń w małej paczce Lay'sów fromage.  Powinna tu teraz siedzieć z Danielem, ale w ostatniej chwili dostała od niego wiadomość, że musi natychmiast lecieć na jakieś "spotkanie". Już się przyzwyczaiła, ostatnio często ją wystawiał. Kupiła te czipsy specjalnie dla niego, wiedziała, że uwielbia ten smak, ale skoro nie przyszedł...
Prawie 700 lat.
Wow. Całkiem sporo. Też jesteś taki stary?
Nie spodziewała się odpowiedzi - i jej nie otrzymała. Oblizała palce i wytarła je w spodnie. Schowała resztę czipsów do torby. Po chwili ciszy założyła nogę na nogę i zaczęła nią intensywnie wymachiwać, w przód i w tył, w przód i w tył...
Jesteś zła?
Nie.
Przeze mnie?
Nie.
Przez Daniela?
Nie jestem zła.
Mam mu zbić tą wesołą buźkę?
Nie!
Wow. Jesteś dzisiaj wyjątkowo elokwentna.
Coś mignęło jej przed oczami i wylądowało na jej nosie. Spojrzała w górę. Pojedyncze płatki śniegu bez pośpiechu opadały na ziemię i od wsiąkały w glebę. Opatuliła się ciaśniej płaszczem. Nie wiedziała co robić - z każdą minutą mróz drażnił ją coraz bardziej, ale nie miała ochoty wracać do domu ani iść do Ministerstwa...
Nagle poczuła potężną siłę chwytającą ją za nadgarstki i podrywającą w górę. Chciała coś powiedzieć, zacząć krzyczeć, jednak w tym momencie uderzyła ją nienaturalna biel. Zaskoczona zamknęła oczy i schowała twarz w ramieniu. Siła zacisnęła uścisk na jej nadgarstkach, a po chwili dziewczyna zupełnie przestała cokolwiek czuć. Przez moment pomyślała nawet, że straciła ręce, jednak to uczucie minęło, gdy z powrotem otworzyła oczy.
Z każdej strony otaczała ją biel - biały stół, krzesło, sufit, podłoga, ściany... Wszystkie były "matowe" poza jedną, jakby lekko przyciemnioną, przypominającą szklaną taflę.
Lustro weneckie, podpowiedział jej Rene. Jednak ona go nie słuchała. Wyciągnęła przed siebie dłoń i dotknęła koniuszkami palców jego powierzchni, po czym szybko cofnęła dłoń.
Gdzie jest moje odbicie?
Podeszła bliżej i wytężyła wzrok. Nie mogła dostrzec siebie, jednak gdy tak wpatrywała się w to lustro, była coraz bardziej pewna, że widzi jakiś ruch.
Wtedy nagle drzwi się otworzyły. Kobieta w kruczoczarnych włosach spiętych w kok, intensywnie czerwonej szmince i kitlu prowadziła przed sobą małą postać.
- Przepraszam? - Marcelina zrobiła krok w ich stronę, jednak natychmiast zastygła, gdy kobieta posadziła dziewczynkę na krześle. Drobny nosek, usta, nawet dłonie, które położyła na stole, miała malutkie. Jednak pewien "szczegół" wyjątkowo przykuł jej uwagę - lśniące, krwistoczerwone włosy, związane w sięgającego talii warkocza.
Orlaith?
Usłyszała ciche westchnięcie Rene, jednak nie odpowiedział na jej pytanie. Kobieta w tym czasie przyczepiła do ciała dziewczynki kilka jakby-plastrów, z kablami prowadzącymi poza pomieszczenie, po czym wyszła bez słowa. Mała wpatrywała się nieobecnie przed siebie.
Ona w ogóle oddycha?
Mijały sekundy, minuty i nic się nie działo. Marcelina krążyła po pokoju, próbowała otworzyć drzwi, dojrzeć, co jest za lustrem... Nagle mała drgnęła, a kilka sekund później usłyszały spokojny, kobiecy głos.
- 714. Aurora, lat 7, zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. Stopień E, projekt Exodus. Podejście 37. W porządku, Auro, konwencjonalne metody nie przyniosły oczekiwanych efektów, więc po przedyskutowaniu wszystkich za i przeciw, postanowiliśmy od razu przejść do drugiego etapu. Nie denerwuj się.
Marcelina spojrzała na dziewczynkę. Dalej siedziała w tej samej pozycji.  Nie wyglądała na zdenerwowaną. Raczej na znudzoną. Ona w ogóle słuchała tej kobiety?
- Eksperyment jest prosty. Zamknij oczy i zrelaksuj się. Możesz widzieć różne rzeczy, słyszeć złe głosy... Ale skup się na mnie, dobrze? Postaraj się nie odpłynąć. W porządku, zaczynamy. Dawno, dawno temu...
Kobieta zaczęła opowiadać bajkę o Kopciuszku. Marcelina zmarszczyła brwi. O co w tym wszystkim chodziło? Co to w ogóle za eksperyment? Czemu jej to pokazywał? Jakby nie mógł jej wprost o wszystkim powiedzieć, nie, on musiał wszystko utrudniać.
Po kilku minutach dziewczynka chyba naprawdę zasnęła. Marcelina nie dziwiła jej się. Głos tej kobiety był dziwnie statyczny, bez emocji, jakby recytowała wyuczoną formułkę. Zamiast jej słuchać, Misia podeszła do lustra i próbowała zobaczyć, co się za nim znajduje.
Jednak w połowie opowieści coś zaczęło się zmieniać. 
- ...spojrzała na zegar. Do północy brakowało zaledwie pięciu minut - kobieta na moment przerwała czytanie. Nie była to długa przerwa, ale nie umknęła uwadze Marceliny.  - "Musimy uciekać", usłyszała głos Królewicza. "Nie rozumiem", odparła, wysuwając się z jego ramion. "Jesteś potężna.". "Tyle to i ja wiem". "To dar, ale również przekleństwo.". "Nie rozśmieszaj mnie.". "Zbliża się woj..."
Kobieta nagle przerwała. 
- Nie! - wyrwało się Marcelinie. - Chcę wiedzieć, co było dalej!
Jednak również zamarła, gdy dostrzegła odbicie dziewczynki. Mała dalej wpatrywała się w lustro, jednak to spojrzenie było inne - intensywne, skupione. Przechyliła głowę w lewo i delikatnie podniosła podbródek, równocześnie powoli zamykając oczy.
Nie minęła nawet sekunda, gdy otworzyła je z powrotem, chwyciła stół i cisnęła nim stronę lustra. Marcelina nie zdążyła nawet się pochylić - stół przeleciał prosto przez nią i roztrzaskał się o szybę. Wszystko działo się tak szybko. Dziewczynka zamachnęła się energicznie i gołą pięścią zrobiła wyrwę w metalowych drzwiach. Wyrwała je z zawiasów i rzuciła w lustro, tym razem tworząc na jego powierzchni niewielką rysę. Marcelina ruszyła niepewnie za nią na korytarz. W przejściu stanął mężczyzna w czarnym kombinezonie, celując w małą z karabinu. Ona bez zastanowienia chwyciła lufę i szybkim ruchem ją wygięła, po czym wyrwała mu broń i gruchnęła kolbą w jego twarz. Mężczyzna upadł bezwiednie na ziemię, jednak na jego miejsce już pojawiło się kilku następnych.
Była nadludzko szybka. Skakała od jednego do drugiego, powalała ich kopniakami, ciskała nimi bez problemu, jednemu skręciła kark, innemu wbiła dłoń w podbrzusze... Nie zdążyli nawet nacisnąć spustu, a już wszyscy leżeli na ziemi.
- Nie pozwólcie mu uciec! - usłyszała nagle ten sam, beznamiętny głos, a po chwili dojrzała czarną czuprynę wyłaniającą się zza rogu. Kobieta stanęła na środku korytarza z wysoko podniesioną głową, otoczona przez tabuny żołnierzy i spojrzała obojętnie na dziewczynkę.
- To nie ma sensu, Maudit. Nie opieraj się, nie komplikuj tego. Nikt nie musi ginąć.
Mała uśmiechnęła się szeroko i zakrwawioną dłonią zaprezentowała dywan ciał leżący u jej stóp.
- Trochę już za późno na przymilanie się, nie sądzisz?
Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. Wtedy dziewczynka ruszyła gwałtownie przed siebie. Tym razem żołnierze już się nie wahali, jednak mała z gracją unikała kul. To wyglądało bardziej jak taniec niż śmiercionośna zabawa. Czerwonowłosa była coraz bliżej, żołnierze powoli się wycofywali, jednak kobieta dalej stała w miejscu z wysoko podniesioną głową.
Dopóki mała nie rzuciła się na nią - runęły z impetem na ziemię. Dziewczynka zamachnęła się, jakby chciała ją uderzyć, jednak kobieta była szybsza - chwyciła ją za kark i...
Nagle wszystko zaczęło się rozpływać. Mała wyrwała się kobiecie i odskoczyła od niej jak poparzona, odwróciła się w stronę Marceliny i przez chwilę biegła w jej stronę, po czym runęła bezwiednie na ziemię.
Marcelina zrobiła krok w jej stronę, chciała jej pomóc, jednak ta sama siła chwyciła energicznie jej dłoń i zabrała ją z powrotem na dziedziniec liceum. Dziewczyna przez dłuższą chwilę nie mogła się pozbierać, próbowała zrozumieć, co się właśnie stało, jednak z rozmyślań wyrwał ją nietypowy, ale przyjemny dla ucha męski głos.
- Cześć.