Spojrzała nerwowo za siebie. Mężczyźni ciągle siedzieli im na ogonie. Ścisnęła dłoń Akiry. Nie miała już siły, czuła jakby przebiegli już całe miasto wzdłuż i wszerz. Złapała się za bok. Kolka z każdym krokiem się nasilała, ale zaciskała zęby i dalej biegła. Nie mogli się zatrzymać. Prawda?
Nie wiedziała kim są, czego chcą ani nawet skąd się wzięli. W jednej chwili wszystko było w porządku, całą trójką spacerowali, wygłupiali się i zwyczajnie spędzali miło czas, a w następnej jeden z nich nagle rzucił się na Krystiana. Akira złapał jej dłoń i bez chwili wahania zaczął biec w przeciwnym kierunku. Nie wiedziała co powiedzieć, nie rozumiała, co się dzieje. Bezskutecznie nawoływała Rene, jednak od tej dziwnej wizji z dziewczynką w ogóle go nie słyszała. Dlaczego akurat w takim momencie musiał ją zostawić?
Nagle jej uszy wypełnił przeraźliwy, rwący dźwięk, przypominający drapanie o tablicę szkolną. Puściła dłoń Akiry i upadła bezwiednie na ziemię, próbując zakryć uszy. To jednak nie zagłuszyło tego dźwięku, zupełnie jakby dobywał się ze środka, z jej głowy.
Czuła, jak jej uszy krwawią. Zacisnęła dłonie w pięści i skuliła się jeszcze ciaśniej. Zaczęła krzyczeć.
Poczuła na sobie dłonie, jedne próbowały zatkać jej usta, inne pomogły jej wstać. Nie miała siły się opierać. Nagle poczuła ukłucie w ramię, a chwilę później dźwięk nagle ustał.
Otworzyła gwałtownie oczy, jednak nic nie zobaczyła. Jęknęła cicho i przewróciła się na plecy. Nie widziała nad sobą nieba, co w tamtej chwili jakoś specjalnie jej nie zmartwiło. Wierzchem dłoni wyczuła pod sobą materac, podobny do tych, na których robiła przewroty na wf'ie. Niezbyt wygodny. Spróbowała się podciągnąć i usiąść, ale czuła się taka słaba. Po chwili wysiłku, skrzywiła się i położyła z powrotem na materacu.
Rene.
Po prostu tak leżała. Nic nie widziała, nic nie słyszała, wszystko wydawało jej się takie nierealne. Leżała tak długo, długo, zanim zaczęło do niej powoli docierać, co się stało.
Nie wiedziała kim są, czego chcą ani nawet skąd się wzięli. W jednej chwili wszystko było w porządku, całą trójką spacerowali, wygłupiali się i zwyczajnie spędzali miło czas, a w następnej jeden z nich nagle rzucił się na Krystiana. Akira złapał jej dłoń i bez chwili wahania zaczął biec w przeciwnym kierunku. Nie wiedziała co powiedzieć, nie rozumiała, co się dzieje. Bezskutecznie nawoływała Rene, jednak od tej dziwnej wizji z dziewczynką w ogóle go nie słyszała. Dlaczego akurat w takim momencie musiał ją zostawić?
Nagle jej uszy wypełnił przeraźliwy, rwący dźwięk, przypominający drapanie o tablicę szkolną. Puściła dłoń Akiry i upadła bezwiednie na ziemię, próbując zakryć uszy. To jednak nie zagłuszyło tego dźwięku, zupełnie jakby dobywał się ze środka, z jej głowy.
Czuła, jak jej uszy krwawią. Zacisnęła dłonie w pięści i skuliła się jeszcze ciaśniej. Zaczęła krzyczeć.
Poczuła na sobie dłonie, jedne próbowały zatkać jej usta, inne pomogły jej wstać. Nie miała siły się opierać. Nagle poczuła ukłucie w ramię, a chwilę później dźwięk nagle ustał.
Otworzyła gwałtownie oczy, jednak nic nie zobaczyła. Jęknęła cicho i przewróciła się na plecy. Nie widziała nad sobą nieba, co w tamtej chwili jakoś specjalnie jej nie zmartwiło. Wierzchem dłoni wyczuła pod sobą materac, podobny do tych, na których robiła przewroty na wf'ie. Niezbyt wygodny. Spróbowała się podciągnąć i usiąść, ale czuła się taka słaba. Po chwili wysiłku, skrzywiła się i położyła z powrotem na materacu.
Rene.
Po prostu tak leżała. Nic nie widziała, nic nie słyszała, wszystko wydawało jej się takie nierealne. Leżała tak długo, długo, zanim zaczęło do niej powoli docierać, co się stało.
Rene.
W ciszy mogła usłyszeć bicie swojego serca, ciężki oddech. Więcej, w ciszy czuła każdą cząsteczkę swojego ciała, każdą najmniejszą niedogodność.
Zacisnęła zęby.
Czuła zdrętwiałe kończyny, ciągłe uciskanie w głowie... Nie mogła tego znieść, więc chwytała się każdej myśli, która odciągała ją od tu i teraz.
I gdy już prawie znowu zasnęła, uderzyło to w nią ze zdwojoną mocą. Przypomniała sobie wszystko: mężczyzn w czerni, bieg, moment, w którym próbowała dodzwonić się do Ryana, a on nie odebrał, moment, w którym jeden z nich ich powalił, moment, w którym ostatecznie puściła dłoń Azjaty, a chwilę później straciła przytomność... Widziała to wszystko jak w zwolnionym tempie, jakby oglądała film. Film, w którym w ogóle nie chciała występować. Nie mogła uwierzyć, że to się naprawdę stało.
Nie bój się, rozbrzmiewał w jej głowie głos Akiry. Nie usłyszała tego wtedy, ale teraz jego ostatnie słowa powtarzała jak mantrę.
Nie bój się, rozbrzmiewał w jej głowie głos Akiry. Nie usłyszała tego wtedy, ale teraz jego ostatnie słowa powtarzała jak mantrę.
Zacisnęła zęby i przewróciła się na bok. Nie było na to czasu. Musiała się wydostać.
Powoli dźwignęła się na równe nogi. Wyciągnęła przed siebie dłoń, aby na nic nie wpaść, i powoli ruszyła naprzód. Każdy krok sprawiał jej trudność. Jej powieki same się zamykały, chciała jedynie iść spać, ale wiedziała, że nie może tu zostać.
Zdawało jej się, że idzie tak już całą wieczność, gdy nagle wpadła na coś sięgającego jej pasa. Gdy oparła się dłonią o metalową krawędź, poczuła jak odjeżdża. Wózek? Niepewnie zaczęła dłonią macać jego powierzchnię. Było tam wiele przedmiotów, część metalowa, inne drewniane, trafiła na jakąś książkę, a także na kilka dziwnych, miękkich rzeczy. Sama nie wiedziała, czego szuka, może powinna po prostu iść dalej?
Nagle zasłabła i oparła się o wózek bardziej niż powinna. Odjechał, a ona zacisnęła pięści, jakby chciała go zatrzymać, i natychmiast tego pożałowała. Wrzasnęła i szybko zabrała dłoń. Była pewna, że zacisnęła ją na ostrzu, jednak teraz już nic nie czuła. Usłyszała jak wózek w coś gruchnął, a chwilę później ciszę wypełniły metaliczne trzaski. Ledwie udało jej się utrzymać na nogach. Przycisnęła pięść do piersi i zaczęła cicho łkać.
Była taka zmęczona. Po co to wszystko? Chciała iść spać. Po co miała się starać? Nie. Musi iść dalej. Musi znaleźć wyjście. Musi...
Nagle drzwi się otworzyły, wpuszczając tym samym do pomieszczenia blade światło. Marcelina jęknęła i zakryła twarz ręką. Czy to już? Znalazła wyjście? Naprawdę jej się udało? Nagle opadła całkowicie z sił. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają i gdy już prawie czuła wiatr we włosach, nagle czyjeś dłonie objęły ją łagodnie.
- Ostrożnie. Nie chcemy chyba, żeby ktoś sobie zrobił krzywdę, prawda? - głos, który usłyszała wydał jej się dziwnie uspokajający. Nie znała go, ale wiedziała, że powinna mu zaufać. Tak musi być. Oparła głowę na jego piersi, a on przeniósł ją z powrotem na materac i usadowił pod ścianą. Gdy otworzyła oczy, w pierwszej kolejności zwróciła uwagę na rozwalony wózek, zaledwie kilka kroków od niej. Tylko tyle przeszła? Przecież szła co najmniej kilka godzin, to niemożliwe...
- Co to? Jejku, sierotko, coś ty sobie zrobiła? - jego wzrok podążył na jej dłonie, więc i ona tam spojrzała. Obie były całe zakrwawione i drżały intensywnie. Przynajmniej już wiedziała, skąd to pieczenie. Ale tyle krwi, skąd ona się wzięła...?
Mężczyzna chwycił jej dłoń i zaczął ją ostrożnie bandażować. Robił to trochę niechlujnie - Marcelina miała ochotę go poprawić, pomóc mu, ale nie miała już siły podnieść drugiej ręki.
- Szwendanie się w ciemności nie jest zbyt bezpieczne. Nie możesz tak robić. Rozumiesz?
Chwycił jej podbródek i skierował jej wzrok na siebie. A przynajmniej próbował. Dziewczyna nieprzytomnie kiwnęła głową i zamknęła oczy.
Znalazła wyjście. Może iść spać. To było takie proste!
- Hmm, jesteś potulniejsza niż myślałem. Może nie będziemy musieli sięgać po... drastyczniejsze środki - uśmiechnął się do niej szeroko, ale ona już nie słuchała. - A może to jest właśnie idealny pretekst by po nie sięgnąć. "Nie reaguje na polecenia" będzie ładnie wyglądało w raporcie...
Odpłynęła zanim zdążył dokończyć.
Może to i lepiej.
Nie musiała słuchać jego potwornych słów.
Zdawało jej się, że idzie tak już całą wieczność, gdy nagle wpadła na coś sięgającego jej pasa. Gdy oparła się dłonią o metalową krawędź, poczuła jak odjeżdża. Wózek? Niepewnie zaczęła dłonią macać jego powierzchnię. Było tam wiele przedmiotów, część metalowa, inne drewniane, trafiła na jakąś książkę, a także na kilka dziwnych, miękkich rzeczy. Sama nie wiedziała, czego szuka, może powinna po prostu iść dalej?
Nagle zasłabła i oparła się o wózek bardziej niż powinna. Odjechał, a ona zacisnęła pięści, jakby chciała go zatrzymać, i natychmiast tego pożałowała. Wrzasnęła i szybko zabrała dłoń. Była pewna, że zacisnęła ją na ostrzu, jednak teraz już nic nie czuła. Usłyszała jak wózek w coś gruchnął, a chwilę później ciszę wypełniły metaliczne trzaski. Ledwie udało jej się utrzymać na nogach. Przycisnęła pięść do piersi i zaczęła cicho łkać.
Była taka zmęczona. Po co to wszystko? Chciała iść spać. Po co miała się starać? Nie. Musi iść dalej. Musi znaleźć wyjście. Musi...
Nagle drzwi się otworzyły, wpuszczając tym samym do pomieszczenia blade światło. Marcelina jęknęła i zakryła twarz ręką. Czy to już? Znalazła wyjście? Naprawdę jej się udało? Nagle opadła całkowicie z sił. Poczuła, jak nogi się pod nią uginają i gdy już prawie czuła wiatr we włosach, nagle czyjeś dłonie objęły ją łagodnie.
- Ostrożnie. Nie chcemy chyba, żeby ktoś sobie zrobił krzywdę, prawda? - głos, który usłyszała wydał jej się dziwnie uspokajający. Nie znała go, ale wiedziała, że powinna mu zaufać. Tak musi być. Oparła głowę na jego piersi, a on przeniósł ją z powrotem na materac i usadowił pod ścianą. Gdy otworzyła oczy, w pierwszej kolejności zwróciła uwagę na rozwalony wózek, zaledwie kilka kroków od niej. Tylko tyle przeszła? Przecież szła co najmniej kilka godzin, to niemożliwe...
- Co to? Jejku, sierotko, coś ty sobie zrobiła? - jego wzrok podążył na jej dłonie, więc i ona tam spojrzała. Obie były całe zakrwawione i drżały intensywnie. Przynajmniej już wiedziała, skąd to pieczenie. Ale tyle krwi, skąd ona się wzięła...?
Mężczyzna chwycił jej dłoń i zaczął ją ostrożnie bandażować. Robił to trochę niechlujnie - Marcelina miała ochotę go poprawić, pomóc mu, ale nie miała już siły podnieść drugiej ręki.
- Szwendanie się w ciemności nie jest zbyt bezpieczne. Nie możesz tak robić. Rozumiesz?
Chwycił jej podbródek i skierował jej wzrok na siebie. A przynajmniej próbował. Dziewczyna nieprzytomnie kiwnęła głową i zamknęła oczy.
Znalazła wyjście. Może iść spać. To było takie proste!
- Hmm, jesteś potulniejsza niż myślałem. Może nie będziemy musieli sięgać po... drastyczniejsze środki - uśmiechnął się do niej szeroko, ale ona już nie słuchała. - A może to jest właśnie idealny pretekst by po nie sięgnąć. "Nie reaguje na polecenia" będzie ładnie wyglądało w raporcie...
Odpłynęła zanim zdążył dokończyć.
Może to i lepiej.
Nie musiała słuchać jego potwornych słów.